Mówiąc, że projektuję wnętrza w sposób zrównoważony, mogę mieć na myśli wszystko i nic. Słowa „ekologiczny”, „naturalny” czy „neutralny klimatycznie” są nadużywane, a greenwashing jest powszechnym zjawiskiem we współczesnej komunikacji. W efekcie często mówimy o „modzie na ekologię”, co dla mnie w obliczu skali wyzwania przed jakim globalnie stoimy, jest trochę straszne, a trochę śmieszne. Sama obserwując różne „zielone” przymiotniki zawsze staram się od razu sprawdzić, co autor miał na myśli i zderzyć komunikat z faktami. Dlatego też czuję się w obowiązku transparentnie podzielić się tym, co dla mnie oznacza ekologia w kontekście wnętrz i co oznacza ona dla inwestora, który decyduje się wejść ze mną we współpracę.
Nie projektuję wnętrz w odniesieniu do trendów czy “stylów” wnętrzarskich. Aby uznać przestrzeń za zrównoważoną musi ona mieć możliwie jak najdłuższy cykl życia — godnie się starzeć razem z użytkownixx. Dlatego projektowanie wnętrz, które świetnie się fotografują i klikają na mediach społecznościowych, ale za 2 czy 3 lata będą wyglądać przestarzale lub po prostu śmiesznie, to nie moja bajka. Tym bardziej projektowanie, które stawia formę ponad funkcją i marnuje zasoby naturalne, dla osiągania virolwych efektów. Zrównoważone projektowanie wnętrz to dla mnie budowanie jakościowych, funkcjonalnych przestrzeni na lata, które będą mogły się zmieniać i ewoluować razem z użytkownixx. A tym samym nie będą wymagały szybkiego remontu.
Bardzo często spotykam się z przeświadczeniem, że ekologia czy troska o środowisko stoją w sprzeczności z interesem człowieka. Zrównoważona architektura wnętrz jest dobitnym przykładem na kontrę. Ekologiczne materiały to bardzo często również te najzdrowsze, spośród dostępnych na rynku. Dlaczego? M. in. dlatego, że substancje trudne w utylizacji czy szkodliwe dla ekosystemów, a więc kłopotliwe z punktu widzenia środowiska, są również wysoce szkodliwe dla ludzi. Dlatego w swoich projektach rekomenduję materiały o zerowej lub niskiej zawartości lotnych związków organicznych. Korzystam z materiałów budownictwa naturalnego, takich jak tynki czy farby gliniane, które są w 100% naturalne i dodatkowo regulują wilgotność w pomieszczeniach, tworząc zdrowy mikroklimat. Sprawdzam wiarygodne certyfikaty i porównuję produkty ze sobą, by zawsze wybierać najlepszą możliwą opcję.
Bazowym frameworkiem do zrównoważonego projektowania jest dla mnie gospodarka obiegu zamkniętego. Ten model zakłada ciągły obieg materiałów i wykluczenie generowania odpadów. Każdy materiał, mebel czy technologię analizuję pod tym kątem. Zadaję sobie pytania: z czego powstał dany przedmiot? Czy da się go naprawić? Czy da się go użyć ponownie? Czy da się go rozłożyć na części? Co się z nim stanie po okresie użytkowania? Odpowiedzi na te pytania dają obraz, na ile długowieczne są rozwiązania, które projektuję. A długowieczność to nie tylko korzyść środowiskowa, ale także ekonomiczna — płacisz raz, korzystasz długie lata.
Zagadnienie ściśle związane z poprzednim punktem, ale jest bardzo ważne, dlatego warto powiedzieć, na czym w praktyce polega. O ile zlecenie nie dotyczy nowo wybudowanego domu lub mieszkania, rozpoczynam proces od analizy tego, co już jest, czyli inwentaryzacji. Nie tylko w rozumieniu wykonania pomiarów, ale także spisu tego, jakie meble, materiały, okładziny służyły w danej przestrzeni do tej pory i co z tego możemy wykorzystać w nowej aranżacji. Sprawdzam co wymaga naprawy, odświeżenia, renowacji, szukam możliwości technologicznych i wykonawczych.
Tak samo traktuję selekcję “nowego” wyposażenia — w pierwszej kolejności sprawdzam, co możemy pozyskać z drugiej ręki, przeglądam aukcje i oferty sklepów vintage. Współpracuję też z producentami, którzy wytwarzają nowe produkty z materiałów pochodzących z recyklingu.
Wnętrze “z drugiej ręki” pozwala na duże oszczędności finansowe, a wcale nie musi wyglądać jak muzeum. Wielu zabiegów na pierwszy rzut oka wcale nie widać, a bardzo często przestrzeń zyskuje na wyjątkowości, charakterze i ukrytych historiach do opowiedzenia.
Tradycyjnie proces projektowania wnętrz składa się z 3 etapów: koncepcyjnego, wykonawczego i wdrożenia. Niestety zazwyczaj bywa tak, że tempo pracy jest szybkie — jakoś tak już jest, że w budowlance zawsze wszyscy są spóźnieni. Pośpiech, jak wiadomo, nie jest dobrym doradcą. Zrównoważone projektowanie wnętrz wymaga uważności — na obecne i przyszłe potrzeby użytkowników, na specyfikę przestrzeni i przyszłe scenariusze jej użytkowania, na zastaną sytuację. Czasem na poszukanie odpowiedniego materiału lub alternatywnej technologii. A uważność wymaga czasu. Postuluję zatem zawsze, by zanim przejdziemy do tworzenia koncepcji, wygospodarować czas na research, pogłębiona analizę i zdefiniowanie jasnych celów dla projektu. W ten sposób możemy zyskać ogromnie wiele: wybrać najlepsze możliwe rozwiązania, uniknąć błędów i marnowania materiałów, zasobów i pracy.
Zrównoważone projektowanie to dla mnie również takie, które zakorzenione jest w wiedzy naukowej. W swojej praktyce łączę wrażliwość projektantki i umiejętności zdobyte jeszcze na studiach, z wiedzą z zakresu wielu rozwijających się dziedzin. Interesują mnie neuroarchitektura, proksemika i psychologia środowiskowa, ale też zagadnienia związane ze ekologicznym budownictwem czy gospodarką obiegu zamkniętego. Nie jestem jednak ekspertką w żadnym z tych obszarów — dlatego, jeśli projekt wymaga specjalistycznej wiedzy, chętnie nawiązuję partnerstwa i zapraszam odpowiednie osoby i instytucje do procesu.
Na własną rękę ciągle się uczę i poszukuję nowych rozwiązań i technologii. Ekologiczne budownictwo to sektor, który intensywnie się rozwija, przybywa innowacyjnych materiałów, udoskonalane są metody produkcji. Staram się być na bieżąco, sprawdzać nowości i je testować.
Nowe modele biznesowe, które powstają wokół idei i strategii zrównoważonego rozwoju, są dla mnie niezwykle inspirujące. Nie zarządzam wielkim biznesem, więc mój wpływ na ludzi i środowisko jest ograniczony, ale robię, co mogę, by w mojej mikroskali był on jednak pozytywny. Dlatego projektując, szczególnie wnętrza użyteczności publicznej, staram się mapować wszystkich interesariuszy i szukać szans na pozytywny impakt — na życie danej społeczności, grup użytkownixx czy lokalną przyrodę. Czasem będzie to oznaczało połączenie projektowania z warsztatami czy mini kampanią edukacyjną na temat zero waste. A czasem będzie polegało na nawiązaniu współpracy z organizacją pozarządową, zajmującą się budową mieszkań socjalnych i przekazaniu jej mebli, na które nie znajdziemy miejsca w nowej aranżacji. Każdy projekt jest inny, a możliwości ogromnie wiele.